Rotor to dla jednych wirnik lub obracająca się część silnika elektrycznego, a dla innych – archaiczne słowo, które wyszło prawie z użycia. Dla każdego prawdziwego miłośnika starych motocykli to symbol imprezy z bardzo długą tradycją, na której po prostu nie wypada nie bywać. W tym roku odbył się już 34 Rajd Rotor, na który wyruszyliśmy 3 motocyklami, po drodze powiększając stado o pojazdy naszych przyjaciół.
Z Białegostoku i położonego nieopodal Wasilkowa wyjechaliśmy na BMW R35 (piszącego te słowa),
BMW R12 Andrzeja oraz M72 należącym do Wojtka.
W słoneczny, ale nieco chłodny czwartkowy poranek bocznymi drogami, przez Kalinówkę Kościelną, Mońki, Grajewo, Szczuczyn i Białą Piską, jedziemy do pierwszego pit stopu, czyli garażu Janusza w Piszu. Docieramy tam bezproblemowo około południa (nasze konie to już przecież stare chabety, których nie forsuje się galopem). Po godzinnym postoju i odpoczynku jedziemy dalej. Janusz wraz z żoną Marzeną na K750 prowadzi nas krętymi drogami Mazur. W Rucianem Nidzie dołącza do nas kolejny jednoślad. To dwaj lekarze, Przemek i Piotrek, na klasycznej Yamasze XJ , którzy mimo tego, że są bardzo zapracowanymi ludźmi, nie mogli nie pojechać na Rotor.
Jadąc równym tempem 60 km/h ok. 15 wjeżdżamy na rynek w Szczytnie. Po dosłownie 10 minutach widzimy koleją ekipę, z którą umówiliśmy się na trasie. To Mariusz na swoim Zundappie KS 750 oraz jeźdźcy na M72, Junaku B20, AWO Sport. Po serdecznym powitaniu sprawnie, zwartą kolumną przeskakujemy na duży parking pod supermarketem, gdzie czekamy na kolejną grupę, tym razem z Ostrowi Mazowieckiej. Po chwili widzimy kolumnę złożoną z BMW R75, BMW R35 i Urala. Można powiedzieć, że dalej wyjedziemy całkiem sporym oddziałem, ponieważ większość motocykli to wersje wojskowe. Po aprowizacji niezbędnego jadła i napitków ruszamy przepiękną trasą ze Szczytna przez Jedwabno do Mamerek położonych nieopodal Olsztynka. Tam w ośrodku wczasowym zajmujemy zarezerwowany zawczasu domek. Nasze pojazdy stawiamy w zamkniętym parku maszyn. Obok stoją pięknie odrestaurowane Zundappy KS 750 (kilka sztuk), BMW, NSU, Harley J, Indiany, BSA, Triumph, Victorie, motocykle z dawnego ZSRR i NRD. W sumie, jak mówili organizatorzy, było ok. 150 załóg i prawie tyle samo pojazdów. Po obejrzeniu motocykli możemy rozpocząć nocne Polaków rozmowy zakończone tańcami i swawolami na parkiecie.
free celeb sextapes Rajdy Rotora znane są z tego, że prawie zawsze w czasie ich trwania pada deszcz. Oczywiście nie mogło być inaczej i tym razem. Po północy leje jak z cebra, co nas, motocyklistów, na pewno nie cieszy, ale przecież nie po to przebyło się szmat drogi, by zza szyb patrzeć na świat. Ranek przynosi nadzieję na lepszą pogodę. Przestaje padać, a przed samym startem nawet wychodzi słońce. Po śniadaniu sprawdzamy motocykle i po bezproblemowym rozruchu ustawiamy się do startu. Po kontroli pojazdów każdy dostaje kartę startową, numer i itiner, który ma nas przeprowadzić przez ok. 120 km warmińskich dróg.
Pierwszy punkt kontrolny to sprawdzenie znajomości nazw ryb zamieszkujących pobliskie wody. Dla wędkarza to może pestka, ale dla większości, która rybkę kojarzy z rodzajem tłumika w motocyklu, jest to zadanie praktycznie niewykonalne. Chyba łatwiej by było trafić 6 w totka niż na podstawie zdjęcia rybek płociowatych określić 6 ich gatunków, w dodatku kiedy na ilustracji wszystkie mają taką samą wielkość. Coś tam wpisujemy, ale prawdę powiedziawszy bez przekonania.
celebrity sex videos Dalej też nie jest łatwo, a nasze sprzęty dostają w kość, bo kolejny etap prowadzi polnymi, leśnymi i zapomnianymi przez świat dróżkami i duktami. Mimo to nie tracimy rezonu, mocno trzymając kierownice, by na którymś wyboju motocykl ze sztywnym tyłem nie wyrzucił kierowcy w powietrze. Po kilkunastu kilometrach takiej mordęgi docieramy do kolejnego PKP-u. I tu znowu zupełnie niezwiązana z motoryzacją konkurencja. Na podstawie próbek desek trzeba nazwać drzewa, z których je zrobiono. Strzelamy, ale chyba tak jak w wojsku, gdzie żołnierz strzela, a Pan Bóg kule nosi, nasze odpowiedzi nie są właściwe, bo na karcie przejazdowej pojawiają się kolejne punkty karne. Trochę to wszystkich złości, bo gdyby pytano o rozmiary kluczy i odpowiadające im wymiary gwintów to byłoby to przynajmniej związane z naszymi zainteresowaniami, a tak mamy dziwne wrażenie, że impreza przeznaczona jest dla wędkujących stolarzy.
gay hentai No ale jak już wspominałem, my jesteśmy twardzi i ruszamy dalej. Kolejny punkt przejazdu wypada w Nidzicy. Tam na zamku, pod bacznym okiem rycerzy, wykonujemy różne rzuty, przysiady i kręciołki, w dodatku najczęściej w hełmach krzyżaków. Na deser możemy zwiedzić ekspozycję w zamku. Po skończeniu konkurencji „rycerskich” kierujemy się zgodnie z itinerem na rynek, gdzie w końcu startujemy w prawdziwej konkurencji motocyklowej. Slalom z ósemkami to coś, co wszyscy lubią najbardziej.
Z mniejszą lub większą wprawą wykonujemy zadanie i w nagrodę dostajemy kupon na kawę. Przy okazji nieco się posilamy w barze. Syci startujemy dalej. Po kilkunastu kilometrach czekają nas kolejne niespodzianki: pływanie łódką wokół boi, test z historii motocykli, przepisów z ruchu drogowego, a potem kolejny slalom z końcowym rzucanie piłką do kosza. Uff, trochę to męczące, zwłaszcza, że etapy mają zróżnicowane długości i założone prędkości przejazdu. Tempo naked celebrities musi być więc rwane, a ten, kto jeździ motocyklem, wie, że nie służy to ani rumakom, ani jeźdźcom. Na jednym z punktów mój Osiołek zaczyna prychać i przerywać. Sprawdzam świecę, a ta jest czarna od sadzy. To zbyt wolna jazda i trzęsienie na wybojach powodujące przelewanie się paliwa przez niedokładnie domykający się pływak powodują zarzucenie świecy. Na szczęście szybka wymiana na nową załatwia sprawę i motocykl nie sprawia już problemów. W motocyklu Janusza dla odmiany coś pokiełbasiło się z prądami. Wsadzenie kluczyka powoduje gaśnięcie kontrolek, a jego wyjęcie ich zapalenie. Co dziwniejsze motocykl jedzie i nic ze światłami się nie dzieje.
Kolejne celebrity sex videos punkty za nami. Docieramy na pola Grunwaldu, a tam oczywiście kolejny test, tym razem z historii bitwy i jej bohaterów. Dwoimy się i troimy, aby rozwikłać zagadki w stylu: czy Władysław II był synem, bratem czy swatem Jagiełły albo gdzie wojsko polskie przeprawiało się przez Wisłę. No nie powiem, łatwe to nie było. Dzień chyli się ku godzinom mocno popołudniowym, gdy docieramy w końcu do mety. Rajd był trochę nużącym doświadczeniem i po zmyciu kurzu pokrywającego nas i nasze stroje chętnie idziemy na obiad. Popołudnie celebrity sextapes mija nam na rozmowach o motocyklach, kolejnych planach sprzętowych i wyjazdowych. W nocy znowu padało, ale tym razem słabiej. A w kolejny, sobotni ranek znowu trzeba stanąć do walki. Tym razem ma to być II etap rajdu wiodący do Olsztyna, gdzie na rynku rozegrana zostanie tradycyjna ghymkana. Ubrani w stroje właściwe do typu i okresu historycznego naszych motocykli sprawnie przemieszczamy się bardzo ruchliwą trasą Warszawa – Olsztyn. Na mature ladies placu następuje prezentacja nas i pojazdów, którą oglądają tłumy mieszkańców grodu nad Łyną. Po zakończeniu konkurencji sprawnościowej organizatorzy zapraszają nas na obiad w barze jarskim. Smaczne, bardzo sycące naleśniki z warzywami sprawiają, że najchętniej leglibyśmy spać. Ale nie można, trzeba dalej jechać. Najpierw parada po mieście, a potem powrót bocznymi, niezwykle urokliwymi drogami prowadzącymi przez Morąg do Olsztynka. Około 16 jesteśmy na ostatnim punkcie położonym w skansenie. W nagrodę za udział za darmo możemy zwiedzić rozległy teren, na którym wyeksponowano różne budowle z Warmi i Mazur. Najbardziej podoba się nam wiatrak, kuźnia i oczywiście zajazd. Niestety, piwa tam nie podawano, a szkoda, bo gardła nam nieco zaschły. Po 2 godzinach wyruszamy z powrotem do bazy. Teraz pozostało tylko oczekiwać na wyniki i szykować się do powrotu do domu.
Wieczorem na balu komandorskim uświetnionym koncertem rokowym i pysznymi ciastami komandor rajdu kolejno wyczytuje zwycięzców. O dziwo, udaje mi się zdobyć 5 miejsce w kategorii motocykli do 1945 roku. Jest to dla mnie zaskoczeniem, gdyż jak wcześniej pisałem, nie jestem ani rybakiem, ani stolarzem, ani historykiem. Widocznie jednak coś tam potrafiłem, bo wręczony dyplom o tym zaświadczał. Jeszcze jeden człowiek z naszego szerokiego grona otrzymał wyróżnienie. Był to Janusz z Pisza, który okazał się najlepiej powożącym motocyklem z wózkiem. Zmęczeni zmaganiami, ale zadowoleni z udziału, po niewielkim nocnym świętowaniu udaliśmy się na nocleg. Z latest celebrity news powodów rodzinnych rano jako pierwszy musiałem wrócić do domu. Bladym świtem, gdy inni mocno chrapali, mknąłem pustymi drogami spowitymi mgłą i oparami znad jezior. Przez Szczytno i Myszyniec, trasą, którą w 1939 roku na Łomżę i Białystok nacierały oddziały Guderiana, niósł mnie sprawnie BMW R 35. Po 5 godzinach byłem w domu.
cartoon porn videos Reszta kompanii ruszyła około 10 drogą przez Szczytno i Pisz do Białegostoku. Niestety, późniejszy wyjazd spowodował, że nie uniknęli kolejnej fali deszczu. Od Grajewa lało jak z wiadra, ale mimo to stara R12 i M72 szczęśliwie dowiozły chłopaków do celu.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że rajd był bardzo ciekawy i dobrze zorganizowany, jednak tematyka konkurencji – moim, jak i innych uczestników zdaniem – powinna być bardziej związana z motocyklizmem. Długość przejazdu i ilość punktów też powinna być mniejsza, by nie doznać uczucia znużenia. Poza tym wszystko było bez zarzutu i na pewno będziemy starać się dotrzeć za rok na jubileuszowy 35 Rajd Rotoru.
Jerzy Awramiuk